Piosenka o bólu

In Psychologia i rozwój by Agnieszka Siołek-CichockaLeave a Comment

Kiedy słyszę powiedzenie: „Co cię nie zabije, to cię wzmocni”, przychodzą mi na myśl wszyscy ci, którzy krzywdzą i skrzywdzili innych, a którzy jako dzieci doświadczyli ze strony bliskich okrucieństwa i oddali je światu z nawiązką. Takich biografii w historii świata mamy sporo i są przykładem, że trudne doświadczenie nie wzmacnia, a nieprzepracowane i nieuświadomione staje się drogą do zadania bólu komuś innemu. Lub samemu sobie. Myślę również o tych, którzy podnieśli się po najtrudniejszych sytuacjach i odczuli lub wciąż odczuwają, że wzrost i wzmocnienie nie przychodzą ot tak.

Nie wszystko, co przydarza się w życiu, ma sens i jest po coś. Twierdzenie, że tak jest, nie pomaga. Co nie wyklucza faktu, że możemy nadawać życiu sens, odkrywać go na nowo, wzmacniać się i pięknie żyć, ale pomimo trudnych i niezrozumiałych wydarzeń, a nie dzięki nim. To rozróżnienie jest niezwykle istotne. Traumatyczne wydarzenia np. śmierć bliskich osób, doświadczenia przemocy oraz wiele innych, same w sobie nie są budujące i wzmacniające. Przekonanie o wzmacniającej mocy takich doświadczeń, zakłóca proces odzyskiwania równowagi, przechodzenia żałoby i tworzenia przestrzeni na to, aby móc dostrzec sens w innych warstwach i elementach życia. Poczuć go, kiedy przyjdzie na to odpowiedni czas.

Słowa: „Co cię nie zabije, to cię wzmocni” niektórzy interpretują tak, że skoro wzmacnia, to jest w tym coś dobrego. Chcę podkreślić: w doświadczeniach traumatycznych nie ma NIC dobrego. A to, że kiedy miną, mamy szansę przewartościować nasze życie, na początek nowej, lepszej drogi, nie oznacza, że samo to doświadczenie było dobre i że tak właśnie miało być.

W przechodzeniu przez proces kryzysu, żałoby i innych trudnych doświadczeń ważne jest, aby skontaktować się z trudnymi emocjami, przeżyć je, czasem doświadczyć rozpadu. Bez tego ciężko ruszyć do przodu, puścić coś i uwolnić się. Jednak trudno przeżyć smutek i dopuścić go w pełni do siebie, sięgnąć po pomoc, kiedy mówi się, że sytuacja, którą przeżywamy, powinna nas wzmocnić i budować. To utrwala społeczną presję i wzmacnia szkodliwe przekonanie, że powinniśmy się szybko pozbierać i poskładać.

Jasne, po trudnych doświadczeniach nasze życie może nabrać głębszego wymiaru, zyskać na jakości, ale dopiero po tym, gdy skonfrontujemy się z bólem – takim, jakim naprawdę jest, bez przeinaczania jego natury.

Chcę też zaznaczyć, że poddanie się temu, nie jest tożsame z rezygnacją i brakiem wpływu.

Nie jestem za zbyt szybkim nadawaniem sensu trudnym wydarzeniom i mówieniu innym ludziom, że to, czego doświadczają ich wzmocni, ponieważ, po pierwsze, nie wiemy tego. A po drugie i najważniejsze, spotkanie z czyimś bólem wymaga pokory oraz akceptującej obecności, bycia i słuchania.

W przeżywaniu bólu nie chodzi o to, aby się wzmocnić i zahartować. Ani też o to, aby jak najszybciej się go pozbyć. Przeżywanie bólu to nie sztafeta, na której końcu ktoś nam wręczy medal za to, że byliśmy odważni, dzieli i silni. W przeżywaniu bólu chodzi o to, aby go po prostu przyjąć, przeżyć i zaakceptować takim jakim jest bez presji i oczekiwań, że ból nas wzmocni. Może wzmocni, może nie. Ale nie to jest w tym ważne.

Ból jest jak piosenka. Ma swój czas trwania, zmienną dynamikę i melodię. I jak każda piosenka ma swój koniec. Jednak kiedy ktoś ją przerywa, włącza pauzę lub przyspiesza, nie wybrzmi do końca i nie będzie w całości wysłuchana. Taki ból, choć zostaje zagłuszony, nie znika.

Myślę, że powiedzenie: „Co nas nie zabije, to nas wzmocni” obrazuje społeczną tendencję ucieczki od konfrontowania się z tym co trudne. Jest to z jednej strony w pełni zrozumiałe, bo kto z nas ma ochotę na bycie w bólu? Większość tego nie chce. Problem jedynie w tym, że taka tendencja tylko go jątrzy. Niestety spora część naszej kultury opiera się na gloryfikacji i romantyzowaniu idei, że ból wzmacnia i uszlachetnia, co nie pozwala wybrzmieć mu do końca, zakorzenia wstyd i utrwala wiele szkodliwych społecznych zachowań i przekonań.

Jest wspaniały film „W ułamku sekundy” w reżyserii Fatiha Akina. Obraz dotyka tematu sensu i w przejmujący sposób ukazuje dramat i złożoność straty. Myśląc o nim, przychodzi mi do głowy, że są sytuacje, kiedy mówienie innym o sensie życia, o tym, że wyjdą z czegoś mocniejsi itd., jest przekroczeniem granic i poważnym naruszeniem czyjegoś intymnego świata wynikającym z naszej nieumiejętności przyjęcia czyjegoś bólu oraz zgodzenia się na to, że ktoś wybiera inaczej i czuje inaczej. Trudno we wspierający sposób towarzyszyć innym w bólu, kiedy jego dźwięk rezonuje z melodią, która w nas samych została kiedyś zagłuszona.

Tymczasem to, co naprawdę sprawia, że ból wybrzmiewa, to to, że ktoś go akceptuje w jego całej rozpiętości i mocy, uznaje za naturalny, potrzebny i ważny. Jest z nami w nim. Bez względu na to, jak długo trwa. Wtedy właśnie może się stać początkiem nowego i dobrego.

AUTOR

Agnieszka Siołek-Cichocka

Facebook

Prowadzę psychoterapię i pomoc psychologiczną w ujęciu Gestalt. Jestem terapeutą w trakcie szkolenia w Wielkopolskiej Szkole Psychoterapii Gestalt. Prywatnie i zawodowo inspiruję się nurtem psychoterapii Gestalt i filozofią zen, psychologią głębi oraz przyrodą i procesami, jakie w niej zachodzą. Fascynuje i pasjonuje mnie ucieleśniona ścieżka – poznawanie i odkrywanie siebie w kontakcie z ciałem, w tym poprzez symbolikę ciała, taniec i ruch. W pracy i w życiu osobistym bliska mi jest metafora i symbol przepływu. To znaczy, że patrzę na życie i rozwój człowieka, jak na nieustanny proces – bycie w ruchu zmian, w którym ważne miejsce zajmuje cykliczność.