Kiedy znika opór, budzi się poczucie rytmu.* O tym, jak tworzy się przestrzeń na przyjęcie siebie

In Psychologia i rozwój by Agnieszka Siołek-CichockaLeave a Comment

„Pozwól sobie trwać w emocji, przejdź przez nią, poddaj się jej, przeżyj ją. Pomału zaczynasz wychodzić jej naprzeciw, zamiast biernie odczuwać jej ruch ku tobie. Wyłania się z tego pewna relacja, rodzaj tańca. Nawet najpotężniejsze energie już cię wtedy bez reszty nie opanowują i okazują się całkiem podatnym tworzywem, bo gdy nie stawiasz oporu, nie mają czego zagarniać. Ilekroć znika opór, budzi się poczucie rytmu”. – Czogiam Trungpa Rinpocze

Tak. Przeczucie emocji uwalnia ją, pozwala jej odpłynąć, co uruchamia przepływ, a wraz z nim powraca do życia naturalny rytm, dzięki któremu można odpuszczać kontrolę schematów i mechanizmów obronnych. Powoli i w swoim tempie.

Jednak pozwalanie sobie na trwanie w emocji nie zadziewa się od tego, że ktoś zwróci nam na to uwagę, powie, aby sobie na to pozwolić i zachęci do ich przeżywania. Otwarcie się na emocje nie zadzieje się też od czytania książek i cytatów o tym, jak można to zrobić. Gdyby to działało, nikt z nas nie trwałby w odcięciu od emocji, a wychodzenie z zamrożenia i porzucanie obron byłoby proste. Ale takie nie jest.

Kontaktowanie się z emocjami to złożony, wielowymiarowy proces, w którym niewiele ma do powiedzenia nasza siła woli i nasze chcenie, w tym znaczeniu, że nie możemy wymusić na sobie otwartości i przepływu. Natomiast, jeśli mamy na siebie jakiś plan i chcemy się zmienić, to możemy wręcz sobie przeszkodzić. Mądrość naszego ciała nie dopuści do zmiany, gdy czuje, że znów chcemy je przemienić i zachęcić, nawet w najczulszych słowach, aby stało się tym, kim w danym momencie nie jest. Innymi słowy, ciało nie odpuszcza obron, gdy czuje brak akceptacji. Za to utrwala wewnętrzną blokadę.

To właśnie z powodu poczucia braku akceptacji nasze ucieleśnione self ubrało różne maski i poprzez nie stworzyliśmy ochronne blokady. Nie można zatem powrócić do siebie poprzez tę samą strategię, przez którą siebie odrzuciliśmy.

A więc nie można przełamać oporu wobec czucia poprzez wywieranie presji na zmianę lub zachęcanie do zmiany – do bycia kimś innym, niż się w danym momencie jest.

Nasze emocje nie mieszczą się w żadnym planie. Wykraczają poza nie. Są nielinearne i żywe. Mają swoją własną dynamikę, tak jak nielinearny jest proces kontaktowania się z tym, czego z różnych powodów nie chcieliśmy i nie chcemy czuć.

To wszystko, co z różnych przyczyn trudno nam czuć i z czym trudno z samym sobą się spotkać, potrzebuje akceptacji, czułego kontenera, który pomieści, odzwierciedli, przyjmie bez ocen i wartościowania to, co jest i w takiej formie jakiej jest. Czyli takich warunków, których kiedyś zabrakło.

Zatem jak dać sobie coś, do czego nie mamy w danej chwili dostępu? Jak rozszerzać przestrzeń akceptacji wobec samych siebie? Przede wszystkim w doświadczeniu – w kontakcie i relacji z drugą osobą, która ma w sobie przestrzeń, aby przyjąć to, co nie mogło być wcześniej przyjęte np. w pomocy psychologicznej lub psychoterapii. Gdy wyparte, odepchnięte treści znajdują grunt, w którym mogą się zakorzenić – znaleźć oparcie – dochodzi do transformacji, która rozszerza pole świadomości, tworzy w nas przestrzeń na przyjęcie i akceptację siebie. Zrzucając balast obron, robimy miejsce dla ucieleśnionego self – dla tego, co w nas autentyczne.

Wtedy zachodzi zmiana.
Nabieramy głębszego oddechu.
Ciało się rozluźnia.
Otwiera się przepływ.
Budzi się naturalny rytm.
Do życia powraca życie.

PODZIEL SIĘ ZE ŚWIATEM

AUTOR

Agnieszka Siołek-Cichocka

Facebook

Prowadzę psychoterapię i pomoc psychologiczną w ujęciu Gestalt. Jestem terapeutą w trakcie szkolenia w Wielkopolskiej Szkole Psychoterapii Gestalt. Prywatnie i zawodowo inspiruję się nurtem psychoterapii Gestalt i filozofią zen, psychologią głębi oraz przyrodą i procesami, jakie w niej zachodzą. Fascynuje i pasjonuje mnie ucieleśniona ścieżka – poznawanie i odkrywanie siebie w kontakcie z ciałem, w tym poprzez symbolikę ciała, taniec i ruch. W pracy i w życiu osobistym bliska mi jest metafora i symbol przepływu. To znaczy, że patrzę na życie i rozwój człowieka, jak na nieustanny proces – bycie w ruchu zmian, w którym ważne miejsce zajmuje cykliczność.