Wdzięczność – czy zawsze nam służy?

In Psychologia i rozwój by Agnieszka Siołek-CichockaLeave a Comment

Kiedy mowa o wdzięczności, najczęściej piszemy o niej w pozytywnym świetle, o tym, jakie przynosi korzyści. Lecz niezwykle rzadko wspomina się, że praktyka wdzięczności nie zawsze nam służy i może nieść za sobą negatywne skutki. Jakie?

Zanim do tego przejdę, napiszę kilka słów o tym, dlaczego wdzięczność zyskała tak dobrą sławę.

Technika wdzięczności i efekty

Technika wdzięczności opiera się na pozytywnej neuroplastyczności. Polega ona na tym, że kiedy dostarczamy sobie pozytywne komunikaty i powtarzamy je regularnie, w naszym mózgu odbudowują się i powstają nowe ścieżki neuronalne, dzięki czemu nasz mózg, uczy się, jak szybciej i łatwiej skręcać z negatywnego myślenia w pozytywną stronę. I to jest potencjał, o którym warto wiedzieć i wziąć go pod uwagę.

Kiedy nie zauważamy tego, co mamy, praktykowanie wdzięczności może okazać się korzystne i przekierować naszą uwagę na zasoby i mocne strony, ale tylko pod pewnymi warunkami i w określonych kontekstach.

Wdzięczność a sytuacje kryzysowe

Kiedy praktykujemy wdzięczność w kryzysowym momencie, kiedy coś niefajnego się u nas dzieje, kiedy przechodzimy przez trudne wydarzenia i chcemy tą techniką polepszyć samopoczucie, będzie to tylko doraźna pomoc, na zasadzie chwilowego załatania i przykrycia nieprzyjemnego stanu. To trochę tak, jakbyśmy robili remont pokoju i zamiast zeskrobać odklejającą się i brudną farbę, nanieśli na nią nową warstwę. Może i jakiś efekt jest, ale to, że starej warstwy nie widać, nie oznacza, że jej nie ma. No i do kolejnego malowania będzie trzeba podejść o wiele szybciej. I częściej. W taki prowizoryczny remont można ładować energię co chwilę i niewiele z niego mieć wciąż ponosząc nowe koszty. Dlaczego tak się dzieje?

Sytuacje kryzysowe mają to do siebie, że charakteryzują się określonymi etapami przez które trzeba przejść po to, aby wrócić do stanu równowagi. Jednym z takich etapów jest okres żalu, smutku, gniewu, rozpaczy itp. – ogólnie nieprzyjemnych emocji i obniżonego nastroju. To etap, w którym coś się w nas rozpada, przebudowuje, przeformowuje na rzecz nowej struktury. To trudny etap i najczęściej nie chcemy go dotykać, ponieważ niesie ze sobą nieprzyjemne emocje, od których wolimy uciec.

Warto tutaj wspomnieć, że etapy kryzysowe są wspólne dla nas wszystkich. Przechodzimy przez nie w różnych momentach rozwojowych, czasem nawet nie będąc tego świadomym. Wszystkie one dotykają tematu żałoby (straty), która nie musi dotyczyć tylko śmierci bliskich osób, ale też takich wydarzeń jak: strata pracy, odejście przyjaciela, rozpad związku, rozwód, wyprowadzka dzieci z domu, utrata marzeń, wyobrażeń, wizji życia, utrata dzieciństwa, choroba, kryzysy wieku, dojrzewanie oraz wielu, wielu innych sytuacji życiowych.

Co takiego się dzieje, kiedy w takich momentach chwytamy się wdzięczności?

Dzieje się to, że wdzięczność zaczyna przykrywać emocje, zaczyna od nich odwodzić i utrudnia konfrontację z nimi. Nie można ich wtedy w pełni zobaczyć i przeczuć do końca. Praktyka wdzięczności może zabrać przestrzeń i energię na ich wysłuchanie, na to, aby emocje skontaktowały nas z naszymi potrzebami, wypowiedziały to, co jest do wypowiedzenia. Zamiast tego odpycha je, przekierowując uwagę na jasne strony sytuacji i nie dopuszcza do świadomości jej trudnych aspektów. Tak można robić w nieskończoność. Jeden krok do przodu, dwa kroki do tyłu. Jak we wspomnianym wyżej remoncie.

Możesz zapytać, ale co w tym złego? I dlaczego to takie ważne? Ponieważ nieprzeczute emocje nie znikają. Może ich nie widać, ale one cały czas są i manifestują się na wiele różnych sposobów. To jest też odpowiedź na to, dlaczego pozytywna neuroplastyczność nie sprawdza się w każdych warunkach.

Wdzięczność, szczęście a rozwój

Zdarza się, że wykonujemy wiele ruchów, korzystamy z licznych kursów rozwojowych, ze szkoleń, czytamy książki, ale nic się w naszym życiu nie zmienia. Jakimś dziwnym trafem ciągle tkwimy w tym samym punkcie lub kręcimy się w kółko wracając do dawnego stanu, powtarzając te same scenariusze. Nie chcę powiedzieć, że odpowiada za to technika wdzięczności. Nie to mam na myśli. Ale to, że jest ona jedną z bardzo wielu form, które to błędne koło podtrzymują i nakręcają, odwodząc od tego, z czym warto się skonfrontować.

Aby do naszego życia weszło nowe, cykle potrzebują się dopełnić. Jak w porach roku, które następują po sobie. Coś musi odejść, aby coś nowego mogło przyjść. Lecz, aby przyszło, potrzebuje być przeżyte do końca. Przeżyte w tym sensie, że potrzebujemy przeczuć emocje, które zbierają się wokół różnych naszych problemów i doświadczeń. Charakterystyką trudnych emocji jest to, że to m.in. właśnie one popychają nas do przodu i rozwijają, oczywiście pod warunkiem, że zechcemy się z nimi skonfrontować. Rozwijają, bo niosą ze sobą bardzo ważne komunikaty o naszym życiu, granicach, potrzebach i wartościach.

Naokoło wiele się mówi i pisze o szczęściu, zachęcając do rozwojowych praktyk, których celem jest podniesienie poziomu odczuwania szczęścia – w tym do trenowania wdzięczności. Chwilami mam odczucie, że to wręcz terror szczęśliwości. I jest to paradoks, ponieważ, aby czuć radość życia, mieć dostęp do energii życiowej, trzeba czuć wszystkie emocje i mieć dostęp do całej palety emocjonalnej, nie tylko do wybiórczych pozytywnych stanów np. takich jak wdzięczność, szczęście itd.

W naturalnych warunkach wdzięczność jest efektem tego, co nam się w życiu przydarza. Jest rezultatem oraz stanem, który płynie z serca. Jesteśmy wdzięczni, bo to coś, co przychodzi do nas od środka. Czujemy wdzięczność, tak jak emocje. Nie mamy nad tym pełnej kontroli, bo to, czy jesteśmy wdzięczni, czy nie, zależy od wielu nieprzewidywalnych czynników. Wdzięczności nie można zaprogramować. Oczywiście, możemy ćwiczyć zauważanie w życiu jego pozytywnych aspektów, ale jest to dobre do profilaktyki – utrwalenia efektów rozwoju i do utrzymania naszego stanu w dobrej formie i względnej równowadze. Natomiast, kiedy czujemy się źle i jest ciężko, a właśnie wtedy najczęściej szukamy technik na poprawę samopoczucia, tego typu praktyki na dłuższą metę zawodzą. Mogą na chwilę poprawić nastrój, ale jest to tylko doraźne. Dlaczego? Ponieważ nie rozwiązuje problemu i nie dociera do jego źródła.

Kiedy szukamy rozwiązań i narzędzi na poprawę samopoczucia, to znaczy, że robimy to z jakiegoś powodu. To znaczy, że mamy potrzebę, aby coś się zmieniło, a jeżeli tak, oznacza to również, że należy się zatrzymać i przyjrzeć, co takiego się dzieje, że tego potrzebujemy. I jeżeli w takim momencie zaczynamy od praktyki wdzięczności, szukania w życiu pozytywów, możemy przeoczyć ważny moment na zgłębienie istoty problemu, wsłuchanie się w siebie.

Wdzięczność a zaprzeczanie rzeczywistości

Z jednej strony praktyka wdzięczności jest trudną praktyką, bo to nie jest proste, aby zauważać w życiu głównie pozytywy, ale jednak doraźne techniki są łatwiejsze, aniżeli dopuszczenie do siebie nieprzyjemnych emocji i widzenie rzeczywistości taką, jaką ona jest.

Lindsey C. Gibson – psycholog kliniczny napisała: „Zarówno mężczyźni, jak i kobiety wymieniają rzeczy, za które powinni być wdzięczni, jakby ich życie było dodawaniem, którego pozytywny wynik oznacza, że wszystko jest w porządku.”

Życie z pewnością nie jest liniowym rachunkiem dodawania.

Ale z powodu, że wdzięczność jest prostsza, tak chętnie po nią sięgamy nie zdając sobie sprawy, że może przysłaniać prawdziwy obraz jakiejś sytuacji, wypierać go. Przychodzi mi do głowy chociażby ostatnia sytuacja ze słowami Rzecznika Praw Dziecka o tym, że należy odróżnić klaps od bicia oraz komentarze, jakie pojawiły się po tej wypowiedzi w sieci. Część osób przyznaje w nich wprost, że są wdzięczni rodzicom za bicie, bo to pomogło im wyrosnąć na porządnych ludzi. To właśnie jest przykład zaprzeczenia bolesnej prawdzie na rzecz wdzięczności. A tego typu przykłady można w nieskończoność mnożyć.

Zdrowa ambiwalencja

Nasze życie jest wielowymiarowe, składa się z różnych doświadczeń. Jest w nim wiele przeżyć, szczęście i smutek na jednej szali, w jednym momencie. Życie jest ambiwalentne, w tym sensie, że doznajemy radości i smutku, złości i zachwytu w jednym czasie. To wszystko się ze sobą miesza, współistnieje obok siebie, ale to bardzo dobrze, bo z tego składa się życie. A jeżeli rozwój polega na tym, aby eliminować te emocje, odpychać je, to nie jest to rozwój. Za to jest to coś, co nas stopuje i hamuje. I z pewnością nie rozwija.

Żeby było jasne, nie proponuję, aby skupiać się w życiu na negatywach i ciemnych stronach życia. Nie ma czegoś takiego, jak negatywne emocje. W tym podejściu traktujemy na równi wszystkie emocje, nie dając żadnej z nich przewagi.

Czasem ludzie chcą jak najszybciej ugasić czyjś smutek i żal, ale to właśnie bycie w nim (pod warunkiem, że nie jest depresją) jest uzdrawiające. Swoją drogą, to właśnie nieprzeczute emocje mogą przyczynić się do przejścia w stany depresyjne. Nie na odwrót.

Wdzięczność a intuicja

Praktyka wdzięczności może nas odwodzić od intuicji. Wdzięczność może ją przykryć. Intuicja to nasz wewnętrzny głos, który próbuje przebić się przez różne komunikaty i warstwy, przez to, co ktoś do nas mówi, co czytamy, co słyszymy. Bardzo trudno przebić się intuicji, kiedy w trudnym momencie praktykujemy wdzięczność. W ten sposób można stłumić pierwsze ostrzegające nas sygnały i przekonać siebie, że jednak nie mamy się o co martwić, że w sumie to jest ok i nie jest tak źle, jak jest. W ten sposób możemy się zgodzić na coś, czego nie chcemy.

„Bądź wdzięczny”. „Praktykuj wdzięczność”. „Rób listy wdzięczności”. „Nie jesteś zadowolony ze swojego życia? To dlatego, że nie jesteś wdzięczny, nie doceniasz tego co masz”, „Inni mają gorzej. Ciesz się z tego, co masz”. W dobie social mediów pisze się o tym niemal na każdym kroku. W książkach, w rozmaitych propozycjach rozwojowych wdzięczność pojawia się jako lekarstwo na wszystko. Ale nie tylko tu. Bo takie powiedzenia, jak: „Powinnaś/eś być wdzięczna/y…” to również standard w rozmaitych relacjach. I wiecie co? Ktoś, kto naprawdę ma problem, może sobie pomyśleć: „Rzeczywiście, może przesadzam. Mam przecież to i tamto.” W różnych sytuacjach można przekonywać ludzi słowami: „Nie jest tak źle, inni mają gorzej, bądź wdzięczny”. Chcę powiedzieć, że takie sytuacje to grunt do podważania i poddawania w wątpliwość swoich myśli i uczuć. Chcę też zaznaczyć, że trzeba mieć naprawdę dobry kontakt ze sobą, poczucie wartości na sensownym poziomie, aby nie brać do siebie tego, co mówią ludzie i tych wszystkich napływających do nas zewsząd rad.

Jeżeli szukamy technik na poprawę samopoczucia, to trzeba brać pod uwagę, że w kryzysowych sytuacjach jesteśmy bardziej niż zwykle podatni na sugestie i na to, co nam się mówi i proponuje. Niestety na takim spadku formy w nieprofesjonalny sposób korzysta wiele osób. Nie twierdzę, że ze złą intencją. Może one same nie są tego świadome. Jenak to nasze zadanie, aby dbać o siebie i dlatego w takich momentach warto być na siebie jeszcze bardziej uważnym i mieć świadomość, że „nie wszystko złoto, co się świeci” – również w tematach rozwojowych.

Nie zawsze i nie za wszystko trzeba być wdzięcznym. Są w życiu takie sytuacje, za które trudno być wdzięcznym i za które nie należy być wdzięcznym. I to też jest ok, że nie czujemy wdzięczności, a zamiast tego złość, smutek itp. Życie składa się z takich rzeczy i jest pełnowartościowe również z nimi.

Wdzięczność a presja

Nie jest trudno, aby w dobie rozwoju osobistego, narzędzie rozwojowe stało się narzędziem presji. Jeżeli narzędzia rozwojowe stosujemy do tego, aby się poganiać i jeszcze bardziej porównywać, ponieważ trzeba być wdzięcznym, bo wszyscy dookoła są i mają wspaniałe życie, więc i ja nie mogę mieć innego, to jest to droga na manowce. Droga odwodząca nas od siebie. W takich warunkach niezwykle trudno dawać sobie czas i dostęp na bycie w pełnym kontakcie ze sobą.

Od mody na wdzięczność łatwo wejść w strefę przymusu i kontroli. Oczywiście fajnie cieszyć się z tego, co przynosi życie, ale dobrze jest, jeśli jest to naturalny efekt rozwoju i stan, który jest wynikiem wcześniejszych przedsięwzięć i różnych sytuacji życiowych. Wdzięczność może przyjść wtedy, kiedy minie faza kryzysu, po niej może pojawić się przestrzeń, aby coś docenić, ale nie musi.

Zachęcam Was do krytycznego podejścia do wdzięczności, co nie znaczy negatywnego. Mam na myśli podejście ze zdrową dawką dystansu. Od siebie życzę Wam, aby wdzięczność pracowała na Waszą korzyść i stała się naturalnym efektem sposobu w jaki żyjecie i myślicie.

Mam świadomość, że poruszone przeze mnie wątki to raptem krople w oceanie wielkich tematów i o każdym z nich można by jeszcze długo, długo. Gdybyście chcieli zgłębić temat, bardzo polecam poniższe książki. Zahaczają o temat wdzięczności i tego, co nam w rozwoju służy. Warto.

Literatura:

Judith Viorst „To, co musimy utracić”
Agnieszka Jucewicz „Czując. Rozmowy o emocjach”
Jon Frederickson „Kłamstwa, którymi żyjemy”