Czy musimy bez ustanku wierzyć w swoją siłę? A jakby to było pozwolić sobie, aby nie przywiązywać do niej uwagi? Jakby to było odwiązywać się od słów silna i słaba, silny i słaby? Jakby to było egzystować poza ramą tych dwóch skrajnych podziałów? Jakby to było pozwolić rozgościć się zwątpieniu, bezsilności i po prostu przyjąć je, wtedy, gdy przychodzą? Jakby to było uwolnić się od przymusu dążenia do mocy, sprawczości, wydajności, pewności siebie, a zamiast tego poddać się zmiennemu rytmowi psychiki i ciała? Jakby to było wchodzić bez oporu w przestrzeń mocy, gdy po odpoczynku i wycofaniu wita Cię i przychodzi sama? Jakby to było zaakceptować różnorodność i złożoność w nas, w której jest miejsce na pewność i niepewność, na poczucie mocy i niemocy, na radość i smutek, na światło i ciemność?
Zmienność, cykliczność jest naszym najbardziej naturalnym rytmem. Wpisana jest w ludzkie i egzystencjalne doświadczenie. Wpisana jest w naturę, której jesteśmy nieodłączną częścią. I jeśli nie próbujemy jej przemieniać, naginać, naprawiać i układać, to, co się pojawia, przepływa i odchodzi, robiąc miejsce i przestrzeń temu, co chce się wyłonić i przyjść.
Zapraszanie do odczuwania swojej mocy bez uwzględniania momentów wycofania i niemocy jest zaproszeniem do bycia w presji i trybie poganiania. Jest zaproszeniem do odchodzenia od siebie, do rozrywania więzi z sobą lub utrwalania schematu już nadwyrężonej więzi.
Buddyjska nauczycielka Pema Chödrön mówi, że „kiedy czujemy cierpienie, nie znaczy to, że coś jest nie tak”, bo takie momenty są częścią naszego życia. Nieodłączną. Oczywiście natężenie cierpienia jest również jednym z wyznaczników naszego zdrowia psychicznego i nie należy go bagatelizować, gdy czujemy, że hamuje przepływ życia. Jednak ostatecznie to, co dzieje się w procesie zdrowienia, w procesie psychoterapii, to m.in. spotykanie się ze swoim bólem, niepewnością, wypartymi emocjami, bez masek i upiększeń. W szczerości wobec swoich autentycznych odczuć.
Może się wydawać, że poddanie się wycofaniu, nieprzyjemnym emocjom, sprawi, że utkniemy w tej energii i ona nas pochłonie. Tymczasem jest na odwrót. Cierpienie rozsiada się w przestrzeni naszej psychiki i ciała, nabiera na sile, gdy walczymy z nim, nie dopuszczając jego prawdy do głosu.
Więc to podejście nie jest o tym, aby się umartwiać, ale o tym, by w naszym życiu istniały różne kolory, smaki i jakości, które stanowią o jego złożonej, różnorodnej całości. I bez których zaprzeczylibyśmy swojemu człowieczeństwu.
Tworzenie dla nich przestrzeni wnosi współczucie, akceptację swojej złożoności i w efekcie zmianę.
PODZIEL SIĘ ZE ŚWIATEM