Spotkałam się ostatnio ze stwierdzeniem, że jednym z powodów, przez który nie realizujemy swojego potencjału jest lenistwo i… Nie zgadzam się z tym.
Fakt, że ktoś nie realizuje swojego potencjału rzadko wynika z lenistwa. Zazwyczaj przyczyna jest o wiele bardziej złożona, a tzw. „lenistwo” jest raczej jej objawem.
Dlaczego ludzie nie realizują swojego potencjału? Bo nie wierzą w siebie i nie mają zaufania do własnej mocy sprawczej. A dlaczego nie wierzą w siebie i nie ufają sobie? Ponieważ nie doświadczyli relacji, więzi, warunków, które ugruntowałyby ich w takim poczuciu. Z tego powodu nie czują oparcia w sobie. Albo jakieś inne trudne doświadczenie mogło zachwiać ich podstawą poczucia wartości.
I tu dochodzimy do głębszych warstw.
Ludzie nie realizują swojego potencjału, również wtedy, gdy tkwią w zamrożeniu, a zamrożenie związane jest m.in. z doświadczeniem traumy lub innym zatrzymaniem trudnych emocji, które unieruchamiają i blokują przepływ.
To, co wrzucamy do worka zwanego „lenistwem” – prokrastynację, odwlekanie, opóźnianie, odkładanie, brak motywacji, unikanie – wobec innych i wobec siebie, możemy rozumieć również jako formę oporu, która jest rodzajem biernej agresji skierowanej przeciwko sobie lub innym. To mechanizm, który jest sposobem wchodzenia w kontakt/relację ze sobą czy z drugą osobą w określonej sytuacji i wynika z jej kontekstu.
W Gestalcie mówimy również o utknięciu w jakiejś fazie cyklu. Dotyczy to sytuacji, gdy w naszym życiu w jednym momencie otwartych jest wiele spraw, zadań, potrzeb itp. i każda z nich, w związku z tym, że jest niedomknięta, zabiera i zużywa naszą energię. Nazywamy je niedomkniętą figurą. Gdy takich niedomkniętych figur jest wiele, nasz system jest przeciążony, zawiesza się, czego efektem może być brak energii i motywacji do podejmowania różnych działań. Może być i tak, że to jedna duża figura np. jakaś nierozwiązana sprawa z dzieciństwa – relacja z matką lub ojcem, utknięcie w jakiejś dziecięcej potrzebie i fazie rozwoju albo nieprzeżyta żałoba po czymś lub kimś, która wciąż i wciąż prosi o uwagę, zabiera energię i zakłóca przepływ, wchodząc w przestrzeń naszego życia z dziś.
Gdy trzymamy w sobie to, co należy do przeszłości, stare nierozwiązane sprawy, zadry i rany, część naszej życiowej energii idzie w utrzymywanie tego, co martwe, co już nam nie służy. To jeden z powodów dla których nie możemy w pełni realizować siebie i wzrastać, ponieważ nasze ciało, pamięć, świadomość przeznacza energię na coś odwrotnego do wzrostu, a przynajmniej nie może przekierować w jego stronę większej puli życiodajnych i twórczych zasobów. (więcej pisałam o tym w tym artykule).
I to są procesy, których możemy nie być świadomi.
Więc to nie tak, że gdybyśmy się tylko bardziej postarali, byli bardziej wytrwali, bardziej skoncentrowani, bardziej uważni i w ogóle bardziej we wszystkim, to wtedy realizowalibyśmy w pełni swój potencjał. Gdybyśmy w danej chwili mogli tacy być, to byśmy tacy byli. Problem tkwi w tym, że wszystkie te hasła w stylu „bądź bardziej… „, „bądź mniej… „, „zmień się”, tworzą kolejne blokady i rodzaj gry zwanej samo-torturą, o której pisze Fritz Perls:
„Wszystkich nas martwi idea zmiany i większość zabiera się do niej, tworząc programy. Chcą się zmienić. „Powinienem być taki i taki” i tak dalej. Tak naprawdę idea celowej zmiany nigdy, nigdy, nigdy nie działa. Gdy tylko mówisz: „Chcę się zmienić” – tworzysz program – tworzy się przeciwwaga, która uniemożliwia ci zmianę. Zmiany zachodzą same przez się. Jeśli zagłębisz się w to, kim jesteś, jeśli zaakceptujesz to, co jest w tobie, wówczas zmiana zachodzi sama. Jest to paradoks zmiany. Może mógłbym to trochę wesprzeć starym, dobrym powiedzeniem, że „dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane”. Gdy tylko podejmujesz decyzję, gdy tylko pragniesz się zmienić, otwierasz drogę do piekła, ponieważ nie możesz osiągnąć tego, co chcesz, więc czujesz się źle, torturujesz siebie i wtedy zaczynasz grać w słynną grę samo-tortury, która jest tak popularna wśród ludzi naszych czasów.”
Samo-torturę możemy wymierzać sobie, a torturę zadawać innym wkładając w łatki np. lenistwa i popychając do zmian. Ale to nie działa, bo, cytując Marion Woodman, „Nic nie zdziałasz, jeśli wrzaśniesz na kwiat: KWITNIJ!”
Ta sama zasada dotyczy nas.
A co zamiast?
Możemy się zmieniać w atmosferze akceptacji, doświadczając wspierającej relacji np. w bliskim związku, relacji przyjacielskiej, w psychoterapii lub pomocy psychologicznej, poznając i przyjmując siebie z tym, z czym jesteśmy tu i teraz. Doświadczając siebie z tym, co jest w nas aktualnie obecne, możemy przeżywać siebie takimi, jakimi jesteśmy, a to jest doświadczenie przyjmowania siebie, czyli akceptacja. W ten sposób uzyskujemy głębszy wgląd w naszą istotę, w to kim jesteśmy dziś i na tej drodze uwalnia się i uaktywnia nasz potencjał, ponieważ lepiej znamy siebie – swoje zasoby, granice, ograniczenia i możliwości. Jest nas więcej w nas. W tej przestrzeni możemy również domknąć figury, których rozpad lub odejście w tło, tworzy w naszym życiu miejsce na nowe. A wtedy nasz potencjał, nasze życie, uwolnione od ciężaru zaległych emocji, potrzeb i spraw, może znów być w twórczym ruchu i przepływie zmian.
PODZIEL SIĘ ZE ŚWIATEM