„To smutny dzień, kiedy odkrywasz, że żaden wypadek ani czas, ani los, tylko ty sam/a ograbiasz siebie z pewnych rzeczy.” – Lillian Hellman
Smutny i zarazem konieczny, jeśli zależy nam na wewnętrznym rozwoju.
Uświadomienie sobie, w jaki sposób przyczyniamy się (najczęściej poprzez nieświadome wybory i obronne mechanizmy zachowania) do utrwalania kształtu życia, który nam nie służy, nie jest przyjemnym procesem. Trudno przyznać się do tego przed sobą samym. Jeszcze trudniej akceptować tę prawdę i uwewnętrznić ją w taki sposób, aby przyniosła transformację – czyli przeniosła się w przestrzeń doświadczenia i zmieniła nawyki, odruchy, zachowanie, a nie tylko pozostała na poziomie intelektualnego uświadomienia, bo to dwie różne rzeczy.
Żeby żyć autentycznie, trzeba być wobec siebie uczciwym. Uczciwym wobec swoich uczuć i emocji, bo dzięki ich przeżywaniu na poziomie ciała może zadziać się zmiana. Ale żeby być uczciwym, trzeba się ożywić i nieustannie nabierać odwagi, by być w życiu żywym. Po to, by, jak pisze mój ulubiony Roberto Juarroz, nie powstawały w naszych biografiach dwie sprzeczne historie.
Uczciwość to spójność ze sobą, dlatego tak ważne jest, by uczyć się, jak dopuszczać do siebie niewygodne uczucia. To zaś umożliwia przeżywanie straty po złudzeniach. Straty, która jest konieczna, abyśmy mogli dojrzewać.
Czasem szczerość wobec siebie wydaje się brutalna, ponieważ burzy misternie skonstruowany świat wewnętrznych fortyfikacji. Odsłania kłamstwa, mity, przekonania, w które chcieliśmy wierzyć, a które chroniły nas, by czegoś nie zobaczyć, nie poczuć, nie konfrontować się z tym, co niewygodne. Jak chociażby z tym, że winni są wszyscy inni – nasi rodzice, partner, partnerka, mąż, żona, dzieci itd. i gdyby tylko oni się zmienili i spełnili nasze oczekiwania, to wtedy nasze życie byłoby cudowne. Oni.
Tymczasem możemy zmieniać tylko siebie.
Mierzenie się ze swoją ciemną stroną jest bardzo o sprawczości i braniu odpowiedzialności za życie. Bo kiedy zdajemy sobie sprawę ze schematów działania – co robimy i jak to robimy, że ono skręca w taką, a nie inną stronę, możemy dokonywać bardziej świadomych i zgodnych z nami wyborów. Piszę „bardziej”, ponieważ rozwijamy się, wyłaniamy i budzimy przez całe życie. Nie ma jednego momentu otwarcia. Jeszcze nie raz, jeśli przyzwolimy, będziemy się wynurzać.
Więc moment, gdy burzą się stare struktury, gdy jakaś prawda przebija się na powierzchnię, to nie tylko smutek utraty, ten moment to przede wszystkim narodziny. I jak każde narodziny to trudny proces, lecz konieczny, aby się narodzić. Oraz to, na co zwraca uwagę Juarroz*, że z każdą chwilą, gdy poszerzamy świadomość, stwarzamy się na nowo i na nowo zaczynamy świat.
IX/34
„Budzić się to zawsze
wynurzać się z trudem:
jasność umysłu zapalać na nowo
jak ktoś, kto znów zaczyna świat.
(…)”
„Budzić się” – jeden z najpiękniejszych i najważniejszych aktów twórczych.
Zaczynajmy więc niestrudzenie i wciąż na nowo swój wewnętrzny i zewnętrzny świat.
Bo nikt inny nie może zrobić tego za nas.
**Na zdjęciu fragment obrazu: Aykut Aydogdu
PODZIEL SIĘ ZE ŚWIATEM