Jest taka opowieść Gro Dahle „Grzeczna” o dziewczynce, która była bardzo grzeczna, bardzo miła i bardzo uległa. Nie sprawiała nikomu problemów i wciąż chodziła uśmiechnięta. I nikt jej nie widział i nikt jej nie słyszał i nikt nie traktował poważnie jej słów. Aż stała się niewidoczna i znikła w ścianie.
Ale pewnego dnia…
„Lusia czuje, że coś ją łaskocze w gardle.
Coś ją swędzi i drapie.
Syczy i szumi, trzeszczy i pęka.
Krzyk przebija się z brzucha.
Krzyk rośnie w ustach.
I uśmiech rozpada się
na dziesięć tysięcy kawałków.
Lusia prostuje się i krzyczy.
Lusia wrzeszczy i drze się na całe gardło.
Staje się młotem. Tłucze i rąbie. Staje się
dłutem, wiertłem i łomem. Uderza głową.
Staje się bykiem. Wali pięściami. Staje się
tłuczkiem. Staje się koniem. Kopie i wierzga.
Staje się czołgiem. Przebija ścianę.
A tynk spada.
Staje się nożycami
i tnie tapetę.
Tupie, aż podłoga się trzęsie.
(…)
Bo Lusia wychodzi ze ściany,
więc drzazgi lecą i pył się sypie.
I Lusię bardzo dobrze widać.
Trzy razy podwójnie dobrze.
I Lusia krzyczy, aż sufit trzeszczy.
Dość tego!
– krzyczy Lusia.
I jest dość.
Więcej niż dość.
To chyba rozumieją wszyscy.”
Gdy dziewczynka wychodzi ze ściany, dzieje się coś jeszcze. Jej krzyk i sprzeciw budzi innych. Zza ściany wychodzą pozostałe dziewczynki zamknięte w milczeniu, strachu i wstydzie. Wychodzi też babcia i prababcia oraz inne kobiety wybudzone i przywrócone do życia jej protestem.
To bardzo symboliczne. O tym, że wychodzenie z zamrożenia – odczucie gniewu i sprzeciw są początkiem uzdrawiania nie tylko czegoś w nas i w polu osób dookoła nas, ale również uzdrawiania na linii transgeneracyjnej – przerywaniem pokoleniowej traumy. A przynajmniej jest na to szansą i zaczątkiem tego procesu.
Gniew jest koniecznym etapem, by wyjść z fazy zamrożenia (niebieskiej strefy). Inaczej się nie da. Droga do autonomii – zielonej strefy – gdzie dzieje się rozwój i możliwość realizacji siebie wiedzie przez złość, czyli przez strefę czerwoną. Pod warunkiem, że się w tej energii nie utknie. Jest jeszcze strefa żółta. To przestrzeń na przyjemność, relaks i spokój, ale do niej, na poziomie społecznym, jeszcze daleka droga.
🔜️🔜🔜
Złość i gniew są energią, która rozmraża to, co wyparte, zepchnięte w cień, nieodczute. Dlatego gniew jest przy kolorze czerwonym – związany z rozgrzewającym, roztapiającym ogniem. Ta energia uruchamia i porusza to, co zastygło w bezruchu. Jest jedną z faz przepływu, aby mógł domknąć się w nas jakiś cykl, a gdy się domknie, aby mogło przyjść nowe.
Nina Simons powiedziała: „Prawdopodobnie powstanie kobiet na całym świecie oznacza, że włączył się układ odpornościowy Ziemi”. Myślę i czuję, że tak jest. Że gniew budzi nasz system odpornościowy i włącza, naruszony wcześniej, system wczesnego ostrzegania. Bo gniew dopuszcza do nas prawdę o jakiejś sytuacji, co motywuje do zmian, ochrony granic i realizacji swoich potrzeb.
Tyle, że gniew roztapia i budzi również to, co było przez lata uśpione. To, co skrywa się pod złością. A złość to zazwyczaj czubek góry lodowej, który coś przykrywa np. lęk i smutek. Christopher Bollas w „Znaczeniu i melancholii” pisze, że gdy grupy ludzi, zwłaszcza narody, unikają spotkania z bólem psychicznym i cierpieniem, gdy pod podszewką gniewu trawi nas nieprzeżyty smutek i żałoba po wielopokoleniowych traumach i naruszeniach, wtedy nieuświadomiony gniew tworzy coraz większe podziały nie tylko w społeczeństwach i społecznościach, ale również w nas samych.
Dlatego im więcej w nas wyparcia i odrzuconych w kąt emocji, tym większa erupcja wulkanu, gdy emocje dochodzą nagle do głosu. I tym większa możliwość poparzeń. Siebie i innych. Większe ryzyko, że role „ofiara – kat” się odwrócą. Że gniew zamieni się w przemoc. Taki gniew może być autodestrukcją.
W naszej kulturze gniew od dawien dawna jest sklejony i kojarzony z przemocą, dlatego albo boimy się go wyrażać, albo, gdy już dochodzi do głosu, wybucha lawiną, bo był długo tłumiony. A jeśli nie ma i nie było wokół konstruktywnych wzorców i przykładów, jak kierować jego energią, nie ma nic zaskakującego w tym, że, gdy już się ujawnia, przyjmuje wulkaniczny kształt i gwałtowną formę.
Taki gniew może złagodnieć, gdy zostanie usłyszany i uhonorowany. Oraz przetransformowany. Co to oznacza? Że sama złość i gniew to za mało. I jak pisze Christiane Northrup w „Ciało kobiety, mądrość kobiety”: „Złość i potępienie to niezbędne przystanki na drodze życia, ale kiepski cel. Im dłużej pozostajemy w takim stanie, poszukując sprawcy, którego możemy winić za nasze doświadczenia – czy to będą mężczyźni, matki, rządy czy lekarze – tym więcej energii odbieramy ciału.”
Bliskie mi jest również to, co o transformacji gniewu powiedziała Maya Angelou: „Powinnaś czuć gniew. Ale nie może zamieniać się on w zawziętość. Zawziętość jest niczym rak. Żywi się swoim gospodarzem. Nic nie robi z obiektem swego niezadowolenia. Użyj więc swojego gniewu. Pisz z niego. Maluj go. Wytańcz go. Maszeruj nim. Głosuj nim. Zrób wszystko, co tylko możesz. Rozmawiaj o nim. Nie przestawaj rozmawiać.”
Edukuj siebie i innych. Twórz wspierające społeczności. Rozszerzaj szczeliny twórczej aktywności. Również miejsca na spokój i oddech. Szczególnie w przestrzeniach, w których ktoś inny chce ograniczać nasz wpływ i głos.
Dla mnie oznacza to wzięcie odpowiedzialności za siebie i swój gniew i takie nim pokierowanie, aby nie zamieniał się w odwet, ale był siłą, która zmienia rzeczywistość na kształt, jakiego potrzebujemy i za jakim tęsknimy. Oraz, oprócz przeczuwania gniewu i bycia z nim w kontakcie, znalezienia dla niego konstruktywnej formy wyrazu, aby samemu być zmianą, którą chcemy widzieć w świecie (za Gandhim) i wnosić tę zmianę swoimi działaniami w świat. A to oznacza również zaopiekowanie się sobą, zrobienie przestrzeni na to i uleczenie tego, co się pod gniewem kryje. Nie możemy poprzestać tylko na nim, bo zmarnujemy jego potencjał i tkwiącą w nim szansę. Na zmianę i transformację.
PODZIEL SIĘ ZE ŚWIATEM